Niewystarczająca miłość? cz.II



A więc kontynuując...

Czy czułaś/eś kiedyś, że kochasz niewystarczająco?
Że jest ktoś w twoim życiu, kto zasługuje na więcej niż możesz dać?
Czy w twojej głowie pojawiały się myśli, które przytłaczają mocą oskarżenia powodując poczucie winy?

Jestem świeżo upieczoną matką, a więc  w tym temacie aktualnie wiele przeżywam, jednak pytania zadane powyżej, a także przemyślenia opisane poniżej, mogłabym podpiąć do różnych sytuacji i etapów mojego życia. Jeśli więc niekoniecznie jesteście na etapie wkraczania na drogę rodzicielstwa, to mam nadzieję, że mimo wszystko znajdziecie jakąś myśl dla siebie.

No więc...

Jak wspominałam w pierwszej części wpisu, zanim Teoś się urodził, pałałam do niego ogromną miłością, a rozmawiając o nim mówiłam jak o osobie siedzącej obok mnie. Nie miało to dla mnie znaczenia, że jest we mnie. Dla mnie on już był, tutaj, z nami. Teraz, kiedy fizycznie wkroczył do naszego życia, to mogę w pełni świadomie powiedzieć, że jest to moje największe życiowe wyzwanie...

Zakładam, że są dzieci spokojne, ale Teoś do takich zdecydowanie nie należy. Chciałam, żeby nasze dziecko było m.in. konkretne, odważne, miało silny charakter...  No i takowe dostałam ;) Od kąd się urodził dużo płakał i będąc już z nami w domu, sporo marudził. Oczywiście wiadomo, że my, jako rodzice, wciąż jesteśmy na etapie poznawania malucha, niemniej są sytuacje gdzie ewidentnie pomalutku ukazuje się jego osobowość. A ponad to, dochodzi do tego bolączka każdego rodzica, tj. trudne noce, trudne dni, brak kontaktu z maluchem, który po prostu nie potrafi w inny sposób powiedzieć, że coś mu jest/czegoś chce, jak tylko przez płacz + przymus postawienia swoich potrzeb na drugi plan, trudności w zaplanowaniu czegoś tak, jak było to wcześniej oraz na ten moment, brak możliwości odpoczynku przy wieczornym serialu lub w inny atrakcyjny dla nas sposób. Przy naszym synie, nawet wyjście na spacer musi być odpowiednio do  niego dopasowane, ponieważ w przeciwnym razie kończy się on jedynie na próbie wyjścia z domu ;)

Kocham tego maluszka i nie wyobrażam sobie, żeby go tu nie było, ale kumulacja przeżyć, emocji i zmęczenia bywa ogromna. I chociaż wiem, że to tylko pewien etap, który minie i trzeba czerpać z niego garściami- bo nie wróci- to jednak przychodzą momenty kiedy po prostu brakuje sił i zmęczenie bierze górę...

Patrzysz na dziecko, które nie chce przestać płakać i chociaż tak bardzo chcesz mu pomóć, to jednak czujesz sie bezsilna. Przecież zrobiłaś już wszystko co tylko można, żeby ulżyć maluchowi, a tu nic nie pomaga! Pojawił się w życiu etap niosący sytuacje, na które kompletnie nie masz wpływu i które nie da się "od tak" zmienić. Sytuacje, podczas których wyprówasz z siebie wszystko, a jednak to nie działa... Starasz się, jednak kompletnie nie masz na nie wpływu i musisz to po prostu przeczekać... zagryźć zęby i uzbroić się w cierpliwość.

I w tedy... przychodzą myśli... wspomnienia.. jak było kiedyś...

Te spokojne wieczory i weekendy... Fakt, że nawet jeśli padałaś na twarz, to jednak był to efekt twoich decyzji. Sama decydowałaś ile na siebie narzucasz obowiązków i jak twój dzień, tydzień, miesiąc, rok będzie wyglądać. A nawet jeśli coś cię przygniatało lub zaskakiwało, to było to coś raczej odwracalnego lub tylko chwilowego. Natomiast w tej sytuacji, twoje życie nieodwracalnie zmieniło bieg i nie da się poprostu odciąć od tego.Po spirali myśli, przychodzi poczucie tęsknoty za tym co było i smutek, że nie doceniało się wystarczająco tamtego życia.

A później... Patrzysz na tego małego człowieka, który swoimi oczami spogląda na Ciebie i chociaż wiesz, że jest to etap, gdzie dopiero uczy się twoich rysów twarzy i jeszcze nie potrafi świadomie się uśmiechnąć, to jednak widzisz w nich cały świat. Jesteś przekonana, że ten mały człowiek, kiedyś będzie duży i będzie mógł osiągnąć wszystko. No i... chcesz to widzieć, kibicując mu całą sobą.

Wówczas pojawią się kolejne myśli...

Nie kochasz go wystarczająco... Gdybyś kochała to nie wspominałabyś życia, które było wcześniej... On zasługuje na coś więcej... Zasługuje na kogoś, kto może dać mu więcej... Niewystarczasz.

Opisuję swój proces myślowy, swoje doświadczenie i coś z czym teraz się zmagam. I chociaż wiem, że większość pojawiających się myśli to kłamstwa, na kórych nie mogę się skupiać zbyt długo, ponieważ nie wniosą nic dobrego do mojej codzienności, a już na pewno nie do mojej relacji z dzieckiem, to jednak nie zmienia to faktu, że te i inne pojawiają się, a ja staję w miejscu walki.

Myślę, że każdy rodzic się z czymś boryka i z całego serca dziękuję za tych, którzy są wśród moich znajomych i otwarcie mi o różnych rzeczach opowiadali i opowiadają. Pomimo tego, że wiąże się to zazwyczaj z przyznaniem się do "swojej słabości", wielu skrajnych myśli, emocji i doświadczeń. Ich otwartość pokazuje mi, że nie jestem jedyną mamą z takimi doświadczeniami, a tym samym pomaga mi to w odrzuceniu poczucia winy.

Nie jestem złym człowiekiem, ale wszystkie zmiany, które wokół mnie i we mnie zaszły, a także wciąż buzujące hormony oraz zmęczenie bywa, że biorą górę. Jednak w tym  splocie wszystkiego, niezmiennie  ważnym jest, aby nie pozwolić sobie trwać w negatywnych myślach, ale po prostu być świadomym, że jest to coś, z czym boryka się wielu oraz że to może się pojawiać. Ważnym jest również aby pamiętać, że nie chodzi o to, że każda myśl jest dobra i trzeba ją akceptować, ale że pojawienie się jej mnie, nas, nie definiuje. Nie definiuje nas jako ludzi, ani nas jako rodziców. To wciąż każdy z nas jest najlepszym rodzicem dla swojego dziecka. Ten maluch nie potrzebuje miłości kogoś, kto siedzi obok Ciebie, On potrzebuje twojej miłości i twojej obecności! A najlepszym dla Niego jest to, co Ty możesz dać.

Przychodzi mi też kolejna myśl, która może dotyczy też kogoś z Was,  otóż muszę przestać narzucać sobie presję bycia doskonałą. Jest to coś, z czym na różnych płaszczyznach, bez ustanku się zmagam. Niezależnie czy to dotyczy bycia żoną, pracownikiem, mamą, czy kimkolwiek innym... zawsze chciałam czuć się i być spostrzeganą jako "ta super sobie radząca". Nadal wychodzę z założenia, że w cokolwiek się zaangażuję, to chcę dawać z siebie 100%. No, ale właśnie... 100% to wciąż nie oznacza 1000%! 100% oznacza dawanie z siebie tyle ile jesteś wstanie i pozwolenie sobie na to, żeby też czasem odpuścić, a już na pewno odpuścić sobie czerpanie poczucia wartości z tego, co ktoś inny mówi, czy myśli. W wielu dziedzinach udało mi się to osiągnąć, ale pojawia się coś nowego... macierzyństwo, a wraz z nim wyzwania...

... Nie poddawać się myślą, które próbują zgnieść.

... Odpuścić udawadnianie sobie czy innym, że zawsze z wszystkim sobie super radzę i nie jest to dla mnie żaden problem ogarniać kilka rzeczy na raz (rozdwoić się).

A Ty? Co przeżywasz? Z czym się borykasz?

Cokolwiek to jest, to znajdź chwilę, żeby postarać się spojrzeć obiektywnie na sytuację. Może zrobisz to w samotności, a może z kimś Ci bliskim. Niemniej na chwilę się zatrzymaj, zanim twoje myśli i emocje po raz kolejny odpłyną zostawiając Ciebie zagubioną/zagubionego, z wielkim poczuciem winy i przytłaczającym choć nie prawdziwym stwierdzeniem, że jesteś najgorszym człowiekiem na świecie.


Related Articles

0 komentarze:

Prześlij komentarz